Przez lata tkwił na łańcuchu w podłej budzie. Tak bardzo cieszyłam się gdy znalazł dom. Wreszcie los uśmiechnął się do starego, słabowidzącego psa. Po dwóch latach zadzwonił telefon, już go nie chcieli, bo załatwiał potrzeby fizjologiczne w domu i w dodatku miał biegunki. Nawet mi go nie przywieźli tylko oddali do pobliskiej lecznicy. Kiedy Alfika odbierałam był już zupełnie ślepy. Oddali go z resztką suchej karmy. Sprawdziłam w internecie: karma z sieciówki 3 kg po 15 złotych, no Bizancjum.
Zaczęłam karmić Alfika tym co jedzą moje psy i biegunka skończyła się natychmiast. Kiedy przekazałam go do adopcji miał zęby po sanacji, usunięty kamień nazębny, oczywiście komplet szczepień. Z adopcji odebrałam Alfika z brązowymi zębami i cuchnącym pyskiem. W ciągu dwóch lat ani jednego szczepienia przeciw wściekliźnie. Była już jesień. Nie miałam sumienia oddać starego, ślepego psa do hotelu, psa który zaznał co to dom. Mogłam mu zapewnić legowisko u mnie w kuchni, w mieszkaniu 40 metrowym, w którym są już dwa psy i dwa koty. Kuchnia oddzielona od reszty mieszkania była bezpieczna – w stadzie w przypadku jakiegoś konfliktu niewidomy staruszek miałby słabe szanse.
Na początku izolowałam go, wiedząc, że niewidomy pies w przypadku zaskoczenia często broni się zębami. Kochany Alfik jednak mnie zaskoczył. Zawsze traktował przyjaźnie nie tylko wszystkich czworonożnych domowników, ale też wszystkie bezdomniaki psy i koty, które przewijały się przez moją i Alfika kuchnię przyjmował serdecznie na swoje legowisko, a gdy nawet jakiś „bezczel” naszczekał na niego i przestraszył, to Alfik nigdy nie odgryzł się. Tak sobie żyliśmy ponad rok. Przez naszą kuchnię przewinęły się: kot Maciuś, kociak Kubuś , sunia Misia, psy Czesio i Henio. Niektóre były kilka tygodni , inne kilka miesięcy. Wszystkie znalazły domy, a Alfik nie.
Regularnie odwiedzaliśmy okulistę, niestety wzroku nie udało się przywrócić, a zaawansowana zaćma spowodowała uszkodzenie soczewki. W czasie ostatniej wizyty zapadła decyzja o operacji. Niestety w ciągu tygodnia zdrowie Alfika zupełnie posypało się, coraz bardziej zapadał się w sobie. Łapy odmówiły posłuszeństwa, biedak próbował dźwignąć się, ale nie był w stanie, przerażony, strasznie płakał, przestał pić, dawałam mu wodę strzykawką. W lecznicy dostał kroplówkę, lekarstwa. Niestety lekarz potwierdził moje obawy, Alfik odchodzi, cierpi. Trzeba mu pozwolić odejść godnie, bo będzie już tylko straszny lęk i ból. Byłam przy nim do końca. Po śmierci nie potrafiłam zostawić go w lecznicy do utylizacji. Prawie całe życie był traktowany jak śmieć. Został skremowany, a jego prochy rozsypane na łące wspomnień.
Alfiku! Byłeś u mnie trochę ponad rok. Zasługiwałeś na spokojny dom, dużo uwagi i czułości. U mnie miałeś tylko kawałek kuchni i towarzystwo bezdomniaków, które nieraz zakłócały Twój spokój. A Ty byłeś zawsze dla nich taki cierpliwy i wyrozumiały. Na początku bałeś się dotyku, a potem podstawiałeś Twój kochany pychol do głaskania.Dziękuję, że BYŁEŚ. Dobry, kochany staruszku, mój ślepaczku.
AUTOR: Magda Hejda